Sekretny składnik naleśników
Niuki z natury są wielkimi łakomczuchami. Lisia Księżniczka nie była pod tym względem wyjątkiem. Nieraz zdarzało się jej wymykać do królewskiej kuchni, szukając po szafkach puchatych przysmaków, choć i tak najbardziej lubiła sama coś ugotować. Niestety, nie było to zadanie łatwe. Armia królewskich kucharek reagowała nerwowo uniesionymi ogonkami gdy tylko małe łapki Waszej Puchatości przekroczyły kuchenny próg. Raz-dwa odzywała się wtedy gruba Liska Aurelia:
– Zgłodniałaś kochaniutka? Przecież nie musiałaś męczyć swoich delikatnych łapek. Wystarczyło zadzwonić dzwoneczkiem. Kuchnia to nie miejsce dla królewskich Niuków. Wybrudzisz sobie swój puchaty ogonek.
I tak Lisia Księżniczka niepocieszona wracała do komnaty. Jedyną szansą na gotowanie było odwiedzenie kuchni nocą, kiedy to na łapkach pozostawali jedynie lisi gwardziści. Oni sami chętnie przymykali oko na nocne wycieczki lisiczki, gdyż w zamian zawsze dostawali jakieś pyszności. Liska gotowała i piekła jak szalona, spędzając w kuchni czasem nawet kilka godzin. W tym czasie zniecierpliwieni strażnicy nadstawiali noski, wyczekując wspaniałych zapachów. Warto było czekać aż bułeczki, ciasteczka, drożdżówki i inne pyszności opuszczą kuchnię. Poza tym co innego mieli by tam do roboty lisi gwardziści?
Jednak mimo tych nocnych wypadów uszka Lisiej Księżniczki ostatnio bardzo posmutniały. Chodziło oczywiście o naleśniki. Niby taka prosta potrawa, a ciągle czegoś w niej brakowało. Wasza Puchatość słyszała, że do ciasta potrzeba sekretnego składnika, którego żadna liska w królestwie nie chciała tak po prostu zdradzić. Właśnie dlatego smutek i niezadowolenie liski trwały i trwały, aż wreszcie pewnej nocy stało się coś niezwykłego. Kiedy po raz któryś z kolei na podłogę rozsypała się mąka, a trzepaczka wyślizgnęła się z jej łapek wychlapując z miski połowę ciasta, zza kuchennej szafki wysunął się mały pyszczek. Liska zamarła w bezruchu strosząc ogonek. Za pyszczkiem wyłoniło się powoli rude futerko małego liska, opruszonego gdzieniegdzie białą mąką. Nie wyglądał na groźnego, więc puszysta kita Księżniczki rozluźniła się, aczkolwiek uszka pozostały zdziwione.
– Kim jesteś? – zapytała.
– Jestem… AAA CIUUM! – Kichnął, wzbijając biały obłoczek w powietrze, po czym otarł łapką nosek. – Duszek jestem. Ty też jesteś rozbójnikiem?
– Rozbójnikiem? – Oburzyła się Liska. – Jestem Księżniczką i zaraz zawołam straże jeśli mnie nie przeprosisz, rozbójniku Duszku.
– Przepraszam, Wasza Wysokość, przepraszam – umorusany lisek niukał w panice. – Proszę, nie wołaj ich. Zrobię co zechcesz, tylko im nie mów.
– Nie możesz mi pomóc. – Zasmuciły się królewskie uszka. – I tak nie potrafię zrobić idealnych naleśników. Nie znam tajemnego składnika. Nie potrafię go znaleźć.
Duszek rozejrzał się wokoło, po czym wziął w pyszczek leżącą na podłodze trzepaczkę i położył tuż przed Liską.
– Nie mogę pozwolić na to, by Księżniczka była smutna. – Zamachnął ogonkiem, przypadkiem strącając na lisiczkę odrobinę białego proszku.
– Jesteś biały od mąki – skwitowała otrząsając się.
– Ciii…. to kamuflaż… – wyszeptał.
I rozmawiali tak jeszcze długo o różnych puchatościach, przy bladej łunie księżyca wpadającej przez kuchenne okno. Aż wreszcie Lisek Duszek poderwał się radośnie.
– Przypomniałem sobie. Wiem co to za składnik. Chodź pokażę Ci.
Oboje podeszli do miseczki z naleśnikowym ciastem i wspinając się na łapkach zajrzeli do jej wnętrza. Wtedy nagle Lisia Księżniczka poczuła na policzku swojego pyszczka przyjemne muśnięcie, po czym lisi rozbójnik czmychnął, pozostawiając po sobie chmurę z białej mąki. Oczka Waszej Puchatości nabrały błogiego wyrazu. Od tej pory wiedziała już jaki to składnik sprawia że wszystko staje się smaczniejsze. Wiedziała i po cichu marzyła, by rozbójnik Duszek stał się kiedyś lisim rycerzem i wrócił tylko po to, by zostawić jej takiego całusa jeszcze raz.