Wasza Puchatość – rozdział 1
Od kiedy na blogu pojawił się pierwszy wpis: Wasza Puchatość minęło sporo czasu. Już wtedy, zaraz po wymyśleniu tej krótkiej historii w mojej głowie zrodził się pomysł na dłuższe opowiadanie. Musiało minąć kilka miesięcy żebym wreszcie zdecydowała się tchnąć życie w moją Puchatą Planetę i zacząć pisać. Dlatego cieszę się że dzisiaj mogę wam pokazać pierwszy rozdział opowieści o Lisiej Księżniczce, wraz z moimi ilustracjami. Zapraszam.
Lisie Przebudzenie
Dawno, dawno temu, w Królestwie Lisków Niuków, była sobie Lisia Księżniczka…
Nudzi mi się. Nie, wcale do nich nie wrócę. O nie, nie mam zamiaru i nic mnie do tego nie przekona, z resztą i tak nikt mi na nic nie pozwala i nikogo nie obchodzę. A może ktoś by jednak przyszedł? Tu jest tak ciemno… Tak mi smutno. Dobra, dosyć tego. Wychodzę stąd. No już!
Powieki lisiczki podniosły się gwałtownie, a z pyszczka wydobył się pisk:
– Ale miałam koszmar – powiedziała do siebie, dysząc ciężko, po czym zakaszlała.
Mięciutka kołdra pod którą leżała pokryta była warstwą kurzu. Niuka rozejrzała się wokoło. Cała komnata, w której wszystko ułożone było w bezwzględnym porządku, wyglądała jakby nikt nie sprzątał tu od lat. Kurz był wszędzie. Księżniczka spojrzała na swoje łapki, po czym wzdrygnęła się z obrzydzeniem, i wyskoczyła gwałtownie z łóżka.
– Fuj! Ble! – Podskakiwała w szarej chmurze, próbując strzepać z siebie kurz – A psik! – Zatrzymała się, wydając z siebie jeszcze kilka kichnięć i kaszlnięć. „Co tu się stało?” pomyślała. „Dlaczego tutaj jest tak brudno?”
Podeszła do lustra, przeczyściła je łapkami, pocierając trzy razy, po czym zobaczyła w nim liska pokrytego szarym pyłem. Jedynie ogon, tylne łapki i brzuszek osłonięte przez kołderkę uniknęły totalnego zakurzenia, co jeszcze nie znaczy, że były czyste.
– Fuuuj! Muszę się wykąpać. Gdzie jest służba? Co tu się stało?
Odwróciła się i podeszła do drzwi, zostawiając na podłodze ślady lisich łapek. Uchyliła je lekko, wystawiła pyszczek i zawołała nieśmiało:
– Pani Pusso?! – Nikt nie odpowiedział. Spróbowała głośniej – Pani Pussoo!! – Zdenerwowana liska otworzyła drzwi szerzej.
Rudawy korytarz spowity był w mroku. Jedynym źródłem światła były otwarte drzwi komnaty. Księżniczka zawołała raz jeszcze, tym razem na całe gardło:
– JEST TU KTO?!!! – Nadstawiła uważnie uszu, ale usłyszała tylko echo własnego głosu. – Wiesz gdzie są wszyscy? – powiedziała do starego lisiego króla gapiącego się na nią z portretu zawieszonego naprzeciwko. Nadal tylko głupio się na nią gapił.
Niuka podreptała nerwowo najpierw na jeden koniec korytarza, a potem na drugi. Na całej jego długości nie było żywej duszy. Zeszła po schodach na niższą kondygnację i przeszła przez kolejne pomieszczenie. Tym razem światło wpadało tu przez witrażowe okna.
– HALO!!! JEST TU KTO?! – W jej głowie pojawiła się przerażająca myśl. – A co jeśli rodzice nie żyją, a Niuków nie ma i… i… – Zaczęła płakać. Skuliła się w kłębuszek tuż przy parapecie, gdzie padały na nią kolorowe światła. Zakryła łapkami oczy, z których wąskimi strumyczkami płynęły łzy. – Gdzie są wszyscyyy? Dlaczego nikogo nie ma…? Nikt mnie nie kochaaaa!
Nagle poczuła czyjś dotyk na nosie i poderwała się przestraszona. Przed sobą zobaczyła małe, czerwone serduszko z kurzymi nogami i białymi skrzydełkami, które niezgrabnie wylądowało na podłodze. W jednej chwili rozchmurzyła się.
– Strażnik-klucznik? – Aż podskoczyła z radości. – Tak się cieszę. Gdzie są wszyscy? Co tu się stało?
Stworzonko nie miało oczu ani ust. W sumie to nie wiadomo gdzie miało uszy, ale musiało słyszeć pytania, bo wzruszyło skrzydłami jakby chciało powiedzieć „nie wiem„.
– Uuuch… – westchnęła tonem pełnym rozczarowania, pociągając znacząco nosem – I co ja mam zrobić? – Raz jeszcze spojrzała na swoje łapki i po chwili ciszy powiedziała – Chcę się umyć. Idziesz ze mną?
Serduszko podleciało w górę i wylądowało na grzbiecie liski, usadawiając się w futerku jak mały ptak w mięciutkim gniazdku. Ruszyła powoli.
– Może Niuki po prostu wyjechały? Albo schowały się w innej części zamku? A może poszły do miasta? – mówiła do strażnika, choć wiedziała, że nie usłyszy odpowiedzi. – Poszukam ich jak tylko się wykąpię. Pomożesz mi?
Klucznik nie zaprotestował.
Choć Lisia Księżniczka nigdy nie kąpała się samodzielnie, to dobrze pamiętała drogę do królewskich łaźni. Większość czynności pielęgnacyjnych wykonywały za nią lisie pokojówki i bez względu na to, czy chodziło o kąpanie, czesanie, czy wiązanie kokardek na ogonku, to zawsze były do dyspozycji. Teraz w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc, a zamek jeszcze nigdy nie był taki brudny. Przynajmniej tak było w części którą przemierzała.
– Dobrze, to chyba tutaj. – Niuka zatrzymała się przed wrotami i po chwili wahania z całej siły popchnęła je przednimi łapkami. Nieśmiało weszła do środka.
Na ścianie tuż przed nią widniały trzy witraże. Środkowy przedstawiał lisicę, której rozwiane futerko układało się w miękkie fale. Z tego samego okna przyglądało jej się stadko fioletowych i złotych rybek. Na dwóch kolejnych znajdowały się smoki morskie, patrzące z podziwem na lisią piękność między nimi. Zaraz pod witrażami ogromna wanna łączyła się idealnie z podłogą i ścianą. Prowadziły do niej dwie pary schodków ustawione symetrycznie po obu stronach. Woda doprowadzana była za pomocą trzech złotych kranów, które teraz miały bury odcień, tak jak wszystko poza rozświetlonymi przez promienie słońca witrażami.
– Nawet tutaj jest brudno?! Myślałam, że chociaż łaźnia będzie czysta – liska mówiła do skrzydlatego towarzysza, który poderwał się z jej grzbietu i wylądował na jednym z kranów. – Przecież Niuki nie mogą mnie zobaczyć takiej umorusanej. – Zajrzała do wanny, a jej pyszczek przybrał krzywą minę – O nie. Przecież to jest paskudne.
Wnętrze pokryte było zielonymi glonami. Strażnik-klucznik zleciał na dno, po czym jak oparzony wzbił się w powietrze. Tam gdzie stanął zostały dwa wąskie ślady.
– Dobra. Postanowiłam, że się wykąpię, to się wykąpię. Muszę być dzielną liską – mówiła z piersią wypiętą tak, jakby wygłaszała mowę królewską. – Wejdę tam i zmyję z siebie to coś.
Balansując na krawędzi jak kotka, dotarła do zestawu dziwnych wajch. Naciskała na nie, przekręcała w różne strony, aż wreszcie wewnątrz rur zabulgotało. Krany zatrzęsły się, po czym wypluły z siebie brunatne błoto. Liska z jeszcze większym obrzydzeniem spojrzała na ten widok. Na szczęście woda z każdym przelanym litrem robiła się mniej brązowa, a część brudu spłynęła do odpływu. Niuka ostrożnie weszła do wanny, łapką sprawdziła czy woda jest ciepła, po czym usiadła tuż pod bieżącym strumieniem. Nie wiedziała gdzie znaleźć szampon i inne królewskie pachnidła, bo zawsze przynosiły je służące. Poza tym wszystko co znajdowało się w zasięgu wzroku było pokryte kurzem, dlatego postanowiła czekać aż brud sam z niej spłynie. Pod wpływem ciepła, które niosła ze sobą woda, na chwilę zapomniała o wszystkich nieprzyjemnościach poranka.
Woda przestała lecieć. Chwila błogości się skończyła. Na jednej z wajch siedział strażnik klucznik.
– Już koniec? – zwróciła się do niego, nie kryjąc rozczarowania. – W sumie to masz rację. Chodźmy. – Ale zanim wspięła się na krawędź wanny mina jej zrzedła. – Ręcznik! Nie mogę tak pójść, w co ja się wytrę?
Serduszko podleciało do niej i wylądowało tuż przed noskiem. Tupnęło łapką i zaczęło trząść najpierw kuperkiem, a potem całym ciałem.
– Co? Mam się otrzepać jak jakiś dzikus? No dobra, pewnie ręczników też nie ma, albo są strasznie brudne.
Lisia Księżniczka nie pozostała czysta zbyt długo. Zaraz po wyjściu z wanny do jej wilgotnych łapek przylepił się brud. Czuła się tym faktem bardzo zirytowana, mimo to razem ze strażnikiem-klucznikiem udała się na poszukiwania Niuków.
Zamek w innych częściach nie wyglądał lepiej, a po drodze nie znaleźli nikogo. Zniknęli gwardziści i cała służba, nie było dam dworu, ani rycerzy. Sala tronowa, przy swojej majestatycznej wielkości, w tym całym kurzu sprawiała wrażenie zimniej i złowrogiej. Co ciekawe, brakowało w niej tronu, co było bardzo niepokojące. Liska jednak nie traciła nadziei. Odważyła się nawet zajrzeć do królewskiej sypialni, ale i tam było pusto. Z każdą kolejną komnatą miała coraz mniej sił, a przeszukała zaledwie ćwierć zamku. Wreszcie dotarła na korytarz prowadzący do części kuchennej.
– Zobacz – rzekła do strażnika klucznika. – Podłoga wygląda jakby ktoś tu przechodził. Kurz jest wytarty. Pewnie Niuki skryły się w spiżarniach. Chodź.
Ożywiona pobiegła do kuchni. Było to jedyne miejsce w zamku, gdzie okna były przezroczyste. Bałagan był jednak koszmarny. Naczynia i garnki walały się po podłodze, a wielkie drzwi spiżarni były otwarte na oścież.
– Jest tu kto?! – zawołała Niuka, wsuwając łepek do środka. Było tam tak strasznie ciemno, że mało prawdopodobne było, by wewnątrz schowały się liski. Poza tym nikt nie odpowiedział. – To na nic. Niuki zniknęły. – Położyła się na podłodze w geście bezsilności, prawie łkając. – Jestem taka głodna…
Serduszko nie czekając na polecenie, wleciało do spiżarni. Widocznie nie zapuściło się daleko, bo wróciło po chwili z niewielką paczuszką. Ku rozczarowaniu Księżniczki okazało się, że w środku są twarde jak kamień suchary. Przełknęła tylko kilka kęsów. Były paskudne. Wreszcie wybuchła głośnym płaczem.
– Gdzie są Niukiii! Dlaczego zniknęłyyy?! Lepiej by było gdybym się nigdy nie obudziła! – krzyczała przez łzy. – Nienawidzę was wszystkich! Dlaczego mnie zostawiliście?! – Zwinęła się w ciasny kłębuszek. – Niech mnie ktoś przytuliiii!!!
Strażnik klucznik przytulił się jak na rozkaz, gdy nagle podłoga zatrzęsła się z hukiem. Oboje poderwali się z przestrachem. Wstrząsy zaczęły się rytmicznie powstawać, a odgłos był coraz głośniejszy.
Wtedy w drzwiach spiżarni pojawił się ogromny potwór. Miał gęste szare futro, a z głowy sterczały mu dwa długie, lekko zakrzywione rogi. Jedną łapą przytrzymywał się framugi, drugą przesłaniał oczy przed rażącym światłem. Liska zrobiła krok w tył, najciszej jak umiała. Przy kolejnym nieznacznie trąciła garnek, który z brzękiem przetoczył się na bok. Stwór skierował wzrok na nią. Nagle jego źrenice zrobiły się ogromne, po czym zaryczał przeraźliwie pokazując rząd ostrych zębów.
– Uciekaj! – Liska puściła się pędem do wyjścia.
Potwór rzucił się w pogoń, depcząc kuchenną zastawę. Huk jego kroków mieszał się z dźwiękiem kruszonych naczyń. Przecisnął się na korytarz wyrywając drzwi z zawiasów, po czym zatrzymał się. Wzrokiem szukał puszystego ogonka. Był tam. Potwór ruszył przez korytarz, ostrymi pazurami drapiąc ściany. Był tak duży, że musiał poruszać się na kolanach. Ryczał głośno, wysuwając przy tym odrażający wężowy jęzor.
Niuka skręciła w lewo, lecące za nią serduszko również. Stwór przyspieszył. Kolorowe światła rzucane przez witraże prześlizgiwały się po pędzących postaciach. Potwór był tuż–tuż. Machnął łapą. Nagle serduszko zrobiło zwrot w tył, lecąc prosto w stronę zębatej paszczy.
– Nie! Strażniku! – zdążyła jedynie krzyknąć, ale on był już za daleko. Wystarczył jeden lisi sus, by znaleźć się za drzwiami. Wtedy liska usłyszała ryk, pisk i odgłos uderzenia. Odwróciła się gwałtownie.
Serduszko leżało w bezruchu na podłodze, a potwór warczał groźnie wpatrując się w malucha. Przez jego powiekę ciągnęło się zadrapanie.
– TY PODŁA, ZŁA POCZWARO! – wrzasnęła księżniczka w jego stronę.
Stwór z wyrazem zaskoczenia popatrzył na liskę. Jego usta wygięły się w smutny łuk. Spuścił głowę, po czym zawrócił i odszedł. Niuka odprowadziła go wzrokiem pełnym niedowierzania.